26-27.01.2005
Przepłynęliśmy z Arhus do Tallina w dobę i 18 godzin. Na wysokości Polski mały sztorm i śnieżyca. W Tallinie natomiast pogodnie i mroźno. Nie ma zasięgu w telefonie z kartą brytyjską. Konstatuję z przykrością, że mój poziom inteligencji lokuje się poniżej głupka. Skoro mój aparat fotograficzny jest dla głupków, a ja po trzech latach użytkowania odkrywam możliwości korzystania z zoomu (z pomocą Leszka). Szkoda, bo zdjęcia byłyby znacznie lepsze...
28.01.2005 – 1.02.2005
Czekamy na rozładunek – pada śnieg, zimno –10 stopni. Żeby wybrać się do miasta, które w końcu nieźle znam, czekam na lepszą pogodę. Na Eurosporcie oglądam Australia Open.
29-30.01.2005
Temperatura –8 stopni, od wczoraj szaleje zamieć śnieżna. Steward przy śniadaniu wspomina, że trzy lata temu na dobrą pogodę (rozładunek kakao tylko bez opadu) czekali cały luty. Wszystko jeszcze przed nami. Książki przeczytane, w telewizji tylko Polonia, tvn i TV4. obiecuję sobie, że z nudów wezmę się za angielski. Obiecanki cacanki... W dalszych planach jest wyjazd promem do Helsinek. Andrzej z Leszkiem nieobecni. Niedziela rano. Mróz za oknem –15 stopni. Statek „stygnie”. W kabinach jest +18 stopni. Rozładunek idzie kulawo. Po raz pierwszy chce mi się do domu...Zwiedzanie Starówki.
4-10.02.2005
Temperatura umiarkowana –2 -5 stopni mrozu. Chodzę już codziennie ok. 3 km do tramwaju i tramwajem na Stare Miasto. Co dzień w starej, podziemnej knajpce duże piwo – 30koron lub gorąca herbata z cytryną – 20koron – zależnie od nastroju. Po blisko trzytygodniowej przerwie wreszcie spaceruję. Za bramą portową otwarto bar.(przy kei stoi parę statków, trzy z Polski). Jest tam cholernie zimno – nie ogrzewają. Natomiast wystrój i obsługa bardzo sympatyczna. Do ładnej barmanki przychodzą jeszcze dwie koleżanki i w tym zimnie śpiewają (karaoke). Jest też dobre piwo.
11-14.02.2005
Przerwano rozładunek naszego statku. Za nami stoi „Rubin” też z EUROAFRYKI. Zaczęto go rozładowywać, bo czeka na niego pilny fracht ze Szwecji do Afryki. Na szczęście ma małą ladowność. Codziennie wypady do Tallina. W knajpce na Starym Mieście zamawiam sobie bliny z rybą, Pycha!!!
Na piwo natomiast wracam na statek – mam tam karton „Saku”, dobrego piwa estońskiego. Leszek z Andrzejem ostro piją. Nie rajcuje mnie taki sport, bo panowie piją oddzielnie – każdy w swojej kabinie. Opuszczają posiłki, ale niekiedy zjawiają się w jadalni mocno sfatygowani i zachowują się niezbyt elegancko – Leszek nie przebiera w słowach, Andrzej natomiast dość często przypomina wszystkim, że jest pisarzem polskim lub też Literaturą Polską. Jest śmiesznie i jakby trochę strasznie. Pozostaje telewizja i wideo, choć kończą się kasety: 50szt + średnio 3 filmy = 150 filmów. Wznowiono rozładunek.
Do domuuu...