08.02.2015 Kanyakumari
Tym razem podróż bez niespodzianek. Łóżka mamy na piętrze. Dostajemy od konduktora czystą pościel i nie wiadomo kiedy dojeżdżamy do Kanyakumari. Mamy zarezerwowany niedaleko dworca kolejowego hotel Rehoboth. Czysty widny pokój z łazienką 500 Rupii.
Jest to koniec Indii [przyladek Cape Comorin] W tym miejscu uważanym przez Hindusów za swięte zlewaja się wody Morza Arabskiego, Oceanu Indyjskiego i Zatoki Bengalskiej. Nie widać tu białych turystów, natomiast zjeżdżaja sie tu pielgrzymi z całych Indii.
Celem pielgrzymek jest Swiątynia Dewi Kunyakumari Templ. Znajduje się tuz nad morzem.
Z zewnątrz niemal niewidoczna, wpuszczona do połowy w ziemie. Widać tylko portal wejściowy i od strony morza luk kamienny nad maą kapliczka. Zbudowana jest z kamienia. Slupy podtrzymujące niskie sklepienie i ściany wykonane są z bogato rzeźbionych ciosów kamiennych w kolorze ciemnym. Żadnych okien, Panujący półmrok rozświetlają lampki Wchodzi sie boso. Mężczyźni bez koszul, kobiety w sarongach. Idzie sie rzędem wzdłuż ścian. Z komnaty do komnaty przechodzi się niskimi drzwiami [ok 1,5 m] Przed głównym ołtarzem [tez z ciemnego kamienia] kapłani ubrani tylko w białe londji na biodrach. Oprócz świątyni na skalistej wysepce 500 m od brzegu wzniesiono posag kamienny Saint Thiruvalluvar wys 45 m i ważący 7000 ton
Obok na drugiej skalistej wysepce jest mała Swiatynia Sri Pada Mandapam. Na obie te wysepki kursuje non-stop prom przewożący pielgrzymów. Nieco dalej stoi biały, niezwyklej urody gotycki koscioł z XVI w uważany za najpiękniejszy w Indiach - Church of Our Lady of Ronsom.
W Kanyakumari spędzamy tylko 1 dzień.