Cabarete i Sosua

Cabarete, Sosua
18.11.2014
Hostel Gipsy Ranch Rooms zarezerwowałem jeszcze przed wyjazdem. Skusiła mnie duża promocja. Później rezerwację chciałem odwołać, hostel położony jest poza miastem. Dochodzą więc dodatkowe koszty dojazdów do miejsc turystycznych, sklepów itp.
Okazało się że lokalizacja między dwoma kurortami 5 km doCabarete i 7 km do Sosua jest zaletą. W kurortach tych drożyzna, zatłoczone plaże i sporo naciągaczy.
Od mojego hostelu do pustej i czystej plaży to tylko 10 min drogi.
Wychodzę przed hostel i łapię na stopa busa do Cabarete. Jazda 5 min za 25 peso.
Dziś właśnie odbyłem taką podróż do Super Mercado. Zrobiłem zakupy za ponad 15 usd.
[czapeczek nadal nie spotkałem] Zamiast planowanego pobytu 4 dni w Cabarete i 4 dni w Sosua zostaję tutaj na 8 dni.
Pokój z łazienką jaki zajmuję [12 usd za noc] jest najlepszy z dotychczasowych. Czysty, widny przestronny z moskitierą na oknie. Wyjście mam na taras na którym urządzona jest kuchnia. Stąd duże zakupy bo mogę tu sobie kucharzyć. Mam też w swoim pokoju internet.
Jeszcze nie zdążyłem się opalać a już jestem podpieczony. Poprzedniego dnia ok. 9 ej wybrałem się na plażę. Czyste błekitne niebo, ocean w nieco ciemniejszym kolorze i wysokie fale z łoskotem rozbijające się o brzeg. Starannie wybrałem zacienione miejsce. Po 4 godz leniuchowania słońce w zenicie i cień się skończył. Ale wystarczyło 10 min do i 10 min powrót bez koszuli a wieczorem nacierałem się kremem.
Plaża Coconut Palms Resort która rozciąga się na wysokości naszego hostelu jest zadziwiająco czysta. Są na niej dwa niewielkie ośrodki gdzie wypożycza się deski surfingowe dla małolatów. Można wziąć tu lekcje serfowania. Na niezbyt szerokiej plaży niewielu plażowiczów. W południe, w porze przypływu robi się jeszcze węższa. Przy wypożyczalniach są dwa niewielkie bary. Serwowane tam owoce morza jak na Dominikanę są drogie.
Hostel prowadzi miła Szwajcarka po 60 tce z córką.. Wszyscy zajęci są przebudową hostelu. Cała rodzina plus wynajętych 5 czarnych Haitańczyków pracują od świtu do zmroku.
W planach: w jeden dzień wypad na cały dzień do Cabarete, w drugi do Sosua,a w trzeci pobyt na miejscu Marzy mi się jakiś deszcz, można by odpocząć od tego żaru.
Dzisiejszy dzień zakończyłem w dobrym humorze. Czytałem na żywo w onecie mecz Polska – Gruzja. No... No..
Sosua – wreszcie kupiłem ładną przewiewną czapkę w moim ulubionym szaro zielonym kolorze. Nie cieszyłem się zbyt, kosztowała fortunę [jak na Dominikanę 12 usd] Ucieszyłem się natomiast po powrocie. Na zakupy zabieram niewielkie pieniądze. W tym wypadku wziąłem 1000 peso. 500 peso czapka, 50 peso bus, 150 peso drobne zakupy. Pozostałe pieniądze wraz z portfelem [bez dokumentów] rozpłynęły się w zatłoczonym busie. Zakup zrobiłem więc w porę.
Jak do tej pory nie jadłem owoców morza. Może i jadłem, nie wiem czym nadziewane są pyszne empanadas moje ulubione pierożki kupowane gorące jeszcze z ulicznej garkuchni . W mercado jest wiele mrożonych niedrogich ryb ale nie mam odwagi smażyć ich we wspólnej kuchni.
Więc kiedy w Sosua w dużym mercado zobaczyłem na styropianowej tacce owinięte folią dwie ładne ryby [pewnie wędzone] kupiłem bez wahania.
W domu po rozpakowaniu okazało się że są to ryby solone i zasuszone, twarde.
Poradziliśmy z tym sobie. Zdarłem płaty i wraz z cebulą zamarnowałem w soku z limonki, pozostałość dostały zaprzyjaźnione psy.
Marynata okazała się pyszna.
Przedpołudnia i popołudnia spędzam na plaży.
Rozkładam się w cieniu i przyglądam się surfującym małolatom [takim do 40 ski]
A jest na co patrzeć. Północno wschodni pasat napędza duże fale. Jakieś 200 metrów przed brzegiem wypiętrzają się i na nie załapują się surferzy. Jazda na fali trwa kilkadziesiąt sekund ale widok niepowtarzalny.
Za dwa dni koniec lenistwa i wyjazd w góry do Jarabacoa

Komentarze (0)