Jestesmy na poludniu Tajlandii niedaleko Krabi, ale jeszcze chce
wrocic do Sihanauk co kazdy smakosz zrozumie. Najedlismy sie tam owocow
morza do syta. Krabow nie zamawialem choc w Australii uczono mnie jak
sie je rozbiera ale z tego co zapamietalem to, ze jest to trudne. W
przewodniku Pascala przestrzegali zeby uwazac na plazy na kradzieze. Ja
mam odmienne zdanie choc na poczatku lezac na plazy na lezakach
zamowilismy manicure i pedicure [2$ od osoby]. dziewczyna skakala od
reki do stopy [a moze odwrotnie] a ja pomny na przestrogi po zabiegu
przeliczylem palce i wszystko sie zgadzalo. Prawda jest tez ze
ostatniego wieczoru wracajac z kolacji usiedlismy w ogrodku przy naszym
hotelu na drinka, zostawilem maly plecak pod stolem. Przypomnialem sobie
o tym na drugi dzien rano - plecaka nie bylo. Wyznaczylem wysoka nagrode
[10$], zguba nie wrocila. Nie swiadczy to chyba o braku uczciwosci
Kambodrzan co o moim roztargnieniu. A w plecaku: przewodnik Pascala -
kupilem w Phnom Penh lepszy Lonley Planet [6$], okulary - nowe [5$],
czapka [2$] i nowy plecak [8$]. Nie trudno podliczyc straty na 21$. Z
zalem pozegnalismy Sihanauk [konczyly sie nam lekarstwa - glowny bagaz w
Bangkoku i po 1 dniu w Phnom Penh wrocilismy do Bangkoku. Bangkok
wystrojony odswietnie - zblizaly sie 84 urodziny ukochanego krola
Tajlandii. Iwona chciala jeszcze zostac ale skoro nie dostalismy
zaproszenia... Po 12 godz nocnej jazdy luksusowym busem [13$]
znalezlismy sie niedaleko Krabi. Tam byla przesiadka do Phuket, na wyspy
Ko Phi Phi, Ko lanta. My za rada inf turystycznej wybralismy resort Pine
Bungalows k/Krabi.Piekna czysta plaza, czysta i ciepla woda w morzu,
lezaki hamaki, kajaki morskie. Domki z lazienka 30 m od plazy.Niestety
wszystko drozsze niz w Bangkoku. Iwona calymi dniami lezy w hamaku
, kapiac sie od czasu do czasu
.Nudy na pudy. na szczescie jest internet. Wieczorem
chodzimy do pobliskiej osady gdzie jadamy kolacje w lokalnych barach i
robimy zakupy nieznanych owocow. Mnie przypadl do smaku salak. Jak
smakuje? - trzeba tu przyjechac i sprobowac. Wracamy do osrodka gdy juz jest ciemno
droga przez tropikalny las. Nie ma sie czego bac bo na slupach wisza
informacje gdzie sie ewakuowac w razie tsunami i glosniki ktore
zapowiedza katastrofe. [w 2004r w tsunami na wschodnim wybrzerzu
Tajlandii zginelo 220tys ludzi] natomiast lokalsi sa mili i
przyjazni.Obiecalem Iwonie ze poleniuchujemy tu tydzien. 16.12 musimy
byc w Phuket skad lecimy do Kuala Lumpur.
Przepraszam za podawanie cen, ale te informacje beda wazna informacja dla tych ktorzy sie tam wybierają . Krabi... Ogolem przebywalismy tu 11 dni. Jest to male miasteczko z
ktorego mozna robic wypady do okolicznych kurortow. Pierwsze 5 dni
spedzilismy na malo zagospodarowanym wybrzezu Khlong Mueng w osrodku
Pine Bungalow. Nastepnie przeprowadzilismy sie na
3 dni do Ao Nang [taki Sopot] z nadmorskim bulwarem, na ktorym sa
dziesiatki hoteli, restauracji i eleganckich sklepow. Stad latwo
przemiescic sie lodziami na plaze Pha Nang Cuewe [z grotami w wapiennych
skalach,Ao Reilay Est i West [raj dla wspinaczy]. Na plaze te zrobilismy
calodzienna wycieczke gdzie poznalismy sympatyczna pare mlodych Polakow.
Ao Nang jest dla wszystkich , dla "plecakowcow" takich jak my i dla
zamoznych. My spalismy za rada Lonley Planet w PK Mansion Guesthause
[13$] a sa tu hotele ponad 1000$ doba. Wieczorami na bulwarze rewia
mody. Z Ao Nang przeprowadzilismy sie do Krabi Town. Jest tu znacznie
taniej. Sympatyczny Hostel [7,5$] i tansze sa wycieczki. Wybralismy sie
statkiem na KO Phi Phi [Don] ta wieksza. Moze jest ladniejsza plaza, a
morze bardziej blekitne . Ale pewne jest ze wszystkie ceny sa tu 2 razy
wyższe a pokoje 4 razy niz w Krabi. W Krabi czas spedzamy na zwiedzaniu
a wieczorami chodzimy na rynek w centrum miasta gdzie rozstawione sa
kramy ze wszelakim dobrem oraz wiele tymczasowych bufetow z jadlem i
piciem. Na estradzie w centrum wystepy artystow. Mielismy "swoj" stolik
ktory dzielilismy z Belgiem po 60tce i jego mloda Tajka.Pozegnalny
wieczor nie udal sie bo spadla tropikalna ulewa. Wczesniej zrobilismy
wycieczke do klasztoru Wat Thom Sua. By wspiac sie na klasztorne wzgorze
trzeba pokonac 1237 stopni i stada malp. Pokonalismy wszystko
polowicznie: dotarlismy na 290 stopien, a przed malpami zrejterowalismy
[sa agresywne]. Klasztor jest na dole ktory zwiedzilismy. Na gorze tylko
posag Buddy.