Zbiórka 6.00 rano. Tuk-tukiem na stację kolejową ,następnie 80 km pociągiem [bilet 1 USD] do Ayuthaya i promem przez rzekę do centrum.
Ayuthaya jest miejscem kultu Buddy. Parę wieków temu miasto zostało podbite i zburzone przez Birmańczyków. Pomnik Buddy został zniszczony i zakopany.
Wkrótce rosnące opodal drzewo w swoim pniu wyniosło spod ziemi głowę Buddy. Zwiedzamy pozostałe ruiny miasta i klasztoru .
Wieczorem kolacja pożegnalna nr 2. Rozstajemy się na dworcu kolejowym; ja wracam do Bangkoku, oni jadą do Laosu. Do zobaczenia w przyszłym roku?
U mnie wszystko ok. Małe żołądkowe kłopoty minęły po zażyciu węgla. A było to tak: w drodze powrotnej z Ayuthaya do busa wsiadło 5 młodych Polek z Krakowa i okolic. Tryskały humorem, bus zrobił się polski. Zaczęły mnie częstować egzotycznymi owocami. Zjedz bo się popsują. Wiadomo co było wieczorem [vide kolacja Wigilijna w Hiszpanii].
Katar i kaszel skończył się jak przestałem pić napoje z lodu i wyłączyłem fen w pokoju hotelowym.
Miało nie być o jedzeniu ale to se ne da.
W Phnom na miejscowym targu próbowałem dań których nie jadłem: czerw białe - pędraki w głębokim tłuszczu, smak nijaki – zależny jakiego kiego sosu się użyje.
-szarańcza jw.
-natomiast pyszne były żaby. Kończyny chrupkie, tułów wypełniony smakowitym nadzieniem. Grillowane między dwoma patykami.
Wiem teraz jakie interesy ciągnęły Francuzów do Indochin.