> > Manila - 12.12
> > Przelot z Puerto Princessa do Manili to tylko 1 godz lotu. Mimo to w
> > Philipines Air czestuja kawa, herbata, orzeszkami i ciastkami. Airasia w
> > locie z Londynu do Kuala Lumpur [13 godz] bez zaplaty nie podala
> > szklanki wody. Zostalo nam 10 godz na zwiedzanie Manili. Plecaki
> > zostawiamy w "Town House" gdzie nocowalismy poprzednio. W holu hotelu
> > stoi przybrana choinka a na niej informacja ze na 17,00 zapraszaja na
> > uroczysty dinner. Upewniamy sie czy zaproszenia dotyczy i nas. Z
> > Paraniage wsiadamy do jeepneya i jedziemy w kieruku Chinatown. W
> > dzielnicy targowej Baclaren mamy przesiadke na jepneeya jadacego do
> > Santa Cruz. Z jednego przystanku na drugi trzeba przecisnac sie przez
> > targowisko wielkosci 5 x Stadion Dziesieciolecia. Przejazd przez Manile
> > to szok. 80% pojazdow na ulicach to motorowe riksze i kolorowe dymiace
> > spalinami jeepneye. Jedzie sie w ciaglym korku. Santa Cruz to kosciol od
> > ktorego zaczyna sie Chinatown. Krzysztof w Chinskim barze zamawia owoce
> > morza. Ja pamietajac o zaproszeniu nie jem nic. Spozniamy sie 15 min, w
> > holu hotelu goscie hotelowi, personel z rodzinami. A na stole...
> > Brytwanny z cieplymi daniami, [kurczaki pieczone z malymi ziemniakami,
> > Ryby w warzywach, wieprzowina], polmiski z warzywami i salatkami,
> > owoce. Ile razy podchodzilem z talerzem do bufetu nie przyznam sie. Byla
> > to feta z okazji zblizajacych sie Swiat. Znowu musze odszczekac co
> > napisalem wczesniej o Townhouse.
> >