Geoblog.pl    zbigniewbalke    Podróże    AFRYKA 2004/2005    Dwa tygodnie w morzu
Zwiń mapę
2004
16
gru

Dwa tygodnie w morzu

 
Nigeria
Nigeria, Lagos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7066 km
 
Wypływamy w końcu około północy. Kanały portowe, śluza i wreszcie Morze Północne. Co będzie z chorobą morską? Nie wiem co w końcu zażyć- aviomarin czy szklaneczkę whisky...

10.12.2004

O 14:00 byliśmy na wysokości Dover. Ostatnie sms-y do Anglii i Polski. Teraz codziennie będzie cieplej!!! Następny kontakt telefoniczny z Afryki. W Lagos spędzimy Święta Bożego Narodzenia. Trochę będzie smutno, choć ostatnio jestem bardzo często poza domem, ale teraz zupełnie sam... Towarzysze podróży jak na razie wytrzymują próbę czasu. Jest bardzo sympatycznie. Odbieramy w TV Polonię, tvn i tvn24. Jest też ok. 100 kaset VHS, a Leszek ma płyty DVD z filmami, ale to wszystko przed nami. Mimo dużych zakupów alkoholowych nikt się nie upija. Makowiecki trzyma fason. Jedzenie niebezpiecznie dobre. Wieczorem zaczyna trochę
kiwać

11.12.2004

Obudziłem się o 4 rano, a w zasadzie w nocy, bo do godziny 6 za oknem czarna noc. Walizka jeździ po kabinie. Łyknąłem dwie pastylki aviomarinu (bez whisky) profilaktycznie i „przehuśtałem” się na łóżku do rana. Skończył się Kanał Angielski i jesteśmy na Atlantyku. Mimo, że jest ładna pogoda to od strony oceanu idzie duża fala. Przed nami Zatoka Biskajska, gdzie fale największe. Wieczorami gramy w remibrydża. Zdecydowanie prowadzę po ośmiu dniach. Maria okazuje się bardzo miłą panią. Jest uczynna, pogodna.
Staram się opiekować Andrzejem M. Coraz częściej opuszcza posiłki.
Biskaje okazują się łaskawe.

12.12.2004

Dziś Aleksandra- imieniny statku. Przyciśniemy kapitana, żeby coś postawił. Po śniadaniu odwiedziłem siłownię. Godzina 9:00 nowego czasu, przyjmujemy nowego pasażera z bliźniaczego statku „Szczecin”. Pasażerem okazał się być Murzyn. Po przewiezieniu szalupą został na polecenie kapitana dokładnie przeszukany, on i jego bagaż. Kapitan polecił zabrać mu ostre przedmioty, zapalniczkę, zapałki. Wyjaśnił, że w poprzednim rejsie pijany czarny pasażer spalił mu kabinę. Wspomniał coś o kwarantannie.
Na obiad ma być pieczony kurczak- jest tradycją, że na statku w niedziele zawsze drób- kaczka, indyk, kurczak..
Tradycją jest też kolacja podawana na ciepło z ziemniakami, ryżem lub kaszą; np. wczoraj ozorek w sosie chrzanowym i ziemniak lub ryż do wyboru.
Za oknem czyste, bezchmurne niebo- robi się coraz cieplej. Dziś mamy opłynąć górny „róg” Hiszpanii.

13.12.2004

13-ego musiało się coś wydarzyć. Całą noc strasznie kiwało. Budziłem się co 1-2 godzinę z obawy, że wypadnę z łóżka. Rano kiepskie samopoczucie. Profilaktycznie dwie tabletki aviomarinu. Wczoraj łyknąłem tabletkę profilaktycznie przeciwko malarii.
Nasz nowy pasażer został zamknięty w kabinie, bo okazał się pasażerem na gapę. Ukraińcy podobno wyrzucają takich za burtę. Kapitan „Szczecina” nie miał tych dylematów, bo wiedział, że spotka statek tego samego armatora.
Wczoraj też zorganizowaliśmy spotkanie integracyjne z kapitanem, mechanikiem i I oficerem. Winko, ciastka, kawka. Moje alkohole przywiozę chyba do Polski. Andrzej M. jest w piciu niedościgłym mistrzem, a z pozostałymi jakoś nie idzie, sam też nie pije. Jesteśmy na wysokości Gibraltaru. Ciepło- 16 stopni C. Zaglądam na siłownię. Za oknem coraz groźniej, wieje teraz 8 stopni Bouforta. Kończy się zabawa, zaczyna walka o życie. Najgorzej jest jak śruba wynurzy się z wody- statkiem rzuca i szarpie.

14.12.2004

Podobno całą noc wiało i kiwało. Podobno- bo za radą Teresy wziąłem 2 tabletki aviomarinu + szklankę whisky i spałem jak nowonarodzone dziecko. Z powodu dużej fali (woda przelewa się przez burty) ograniczyliśmy prędkość o połowę – do 12 węzłów. Uszkodzone zostały samochody na dziobie, od fal.
Śniadanie- ser żółty, biały, wędliny- omijam.
Nocna podjadka- dwa duże półmiski wędlin- mniam mniam...
Codziennie chodzę po śniadaniu(nie jem, ale schodzę na kawę z mlekiem) na siłownię – 15 minut (na razie). Pod wieczór wieje mocniej. Zaczynam się domyślać dlaczego wykorzystanych jest tylko 50% miejsc pasażerskich. Drugi oficer rozdaje nam karty „mobilizacyjne” jakby co przydział która szalupa ratunkowa lub tratwa.
Odczuwam nie chorobę ciała, lecz duszy. Fale wysokości około 5-6 metrów.
Złe samopoczucie. Jutro będzie lepiej...


15.12.2004

Oczywiście, że jest lepiej. Po trzech dniach sztormowych morze się uspokoiło. W czasie tych dni w zasadzie nie chorowałem (nie wymiotowałem, miałem apetyt...), ale miałem kaca giganta, mimo, że nie piłem alkoholu. Na statku wielkie wydarzenie- Andrzej M. pokazał się po tygodniu nieobecności na śniadaniu. Do tej pory posiłki nosił mu do kabiny steward. Wciskaliśmy mu, że statek miał postój w Lizbonie, którą zwiedzaliśmy. Wydało się, że posiłki do kabiny to nie wykupiony bilet biznes klasy, tylko Andrzej 1-ego dnia popił sobie ostro ze stewardem. To się nazywa dalekowzroczność.
Nadal bez śniadania + 15 minut siłownia. Robi się ciepło. Panie leżakują na pokładzie. Basen na razie pusty. Około 14:00 mamy mijać Wyspy Kanaryjskie. Ma być zasięg dla telefonów. Spróbuję zadzwonić. Temperatura o 9:00 +21 stopni C. O 17:00 zostawiamy po prawej Kanary. Jest dobre połączenie telefoniczne. Wysyłam sms-y do kraju i Anglii. Następny ląd zobaczymy za tydzień – Lagos.

16.12.2004

Od rana piękna, słoneczna pogoda. Ciepło 23 stopnie C. O 13:00 przekroczyliśmy Zwrotnik Raka. Po lewej burcie mamy Saharę Zachodnią, a przed nami Mauretanię.
Jestem w oczach Andrzeja M. osobą godną zaufania, oddał mi w depozyt pozostałe pół baniaka pięciolitrowego spirytusu. Pokazał się też na kolacji. Mocno wymięty, ale to już jest coś. Między I kolacją a II oglądamy filmy z kaset i płyt w salonie. Gramy też w remibrydża, gdzie odnoszę sukcesy (po 1 gr.).

17.12.2004

Jesteśmy w tropikach – przekroczyliśmy Zwrotnik Raka. Jest słonecznie i ciepło (25 stopni C). Leżakujemy i opalamy się na naszym pokładzie. Od dzisiaj dostajemy po pół grejpfruta (podany jest w fajny sposób- pokażę po powrocie). Zobaczyłem też pierwszy raz baraszkujące młode delfiny. Nie udało się zrobić zdjęcia. Drugi oficer mówi, że istnieje możliwość spotkania wieloryba – jazda na nim wliczona jest w cenę biletu. Kapitan na śniadanie przyszedł w szortach. Na obiedzie w szortach była już cała załoga, my też. A obiad był boski: zupa szparagowa z kluskami, kapusta zasmażana, ziemniaki, groch, puree i duuuża golonka. Zjadłem pierwszy (jak zwykle) i nie czekając na innych poszedłem włożyć piwo do zamrażarki. Przyleciał do mnie Leszek, żebym schodził na dół, bo steward serwuje chłodnego Heinekena. Po obiedzie leżaczek, zimne piwko i opalanie. Chce się żyć...
Drugi oficer (lekarz okrętowy) kazał nam zrobić wykaz posiadanych leków w celu porównania z wykazem nigeryjskim jakie leki są zabronione (narkotyki). Na tej liście zabronione są leki przeciwbólowe, aspiryna, aviomarin itp. Musimy je zdeponować u niego w zaplombowanej okrętowej apteczce. To samo trzeba będzie zrobić z alkoholem. Dopuszczalna jest 1 butelka. Około 23:00 po lewej burcie w odległości ok. 10 mil zostawiamy Dakar. Światła miasta i latarnię morską widać doskonale. Jest to Przylądek Zielony- najdalej na zachód wysunięty cypel Afryki.
Godzina 7:30 – jesteśmy na mieliźnie Senegalskiej, gdzie kapitan dogaduje się z jedną z wielu łowiących tu łodzi rybackich by przekazać im naszego pasażera na gapę. Negocjacje trwają długo. Zakończyły się na tym, że zabrali naszego 17-letniego Murzyna za dopłatą: karton Whisky, 3x 10 litrów bańki z farbą olejną i jakaś tam gotówka (podobno mało). Kapitan przy śniadaniu powiedział, że negocjacje rozpoczęły się od 200USD. Ile w rezultacie dał, nie powiedział, ale był zadowolony z transakcji. Lepiej zorientowani mówili, że rybacy użyją Murzyna jako przynętę na ryby. Teresa zasłabła. Spiekłem się wczoraj na Indianina. Dziś chodzę w rozpiętej koszuli, szortach i czapeczce. Kolacja ma być na pokładzie – grill. ... karkówka, kiełbasa. Natomiast samo party rewelacyjne. Długi stół ustawiony na świeżym powietrzu, zasłany białymi obrusami. Zasiadła cała załoga razem – normalnie jadamy oddzielnie. Kapitan postawił Heinekena. Po 20:00 szybko zapadła noc; pokład oświetlony, muzyka sączy się z głośników. Niebo rozświetlone gwiazdami. W czasie kolacji został napełniony wodą morską basen. Marynarze zaczęli częstować wódą z lodem (królowała „przepalanka robiona z cukru przepuszczanego przez chleb razowy). Około północy kąpiel w basenie. Poznakomiłem się ze stewardem. Waldek jest bardzo fajnym facetem. Chyba poszedłem w końcu spać.


19.12.2004

W nocy (nad ranem) musiałem wstawać do łazienki, żeby spłukać sól. Woda w basenie jest o bardzo dużym zasoleniu – morska. Skóra nie schła, była lepka i wilgotna. Rano na śniadaniu pusto, około 20% biesiadników.
Po powrocie musiałem zdjąć i przepłukać moje kąpielówki (też zasolone), w których normalnie paraduję po pokładzie. Jest bardzo duża wilgotność powietrza i ciepło. Zamknąłem bulaj, który otwarty był od ruszenia ze Szczecina, i zdałem się na klimatyzację. Załoga składa się z dwóch grup podzielonych wg swojego zajęcia. Nawigatorzy pracują na pokładzie, mechanicy pod pokładem. Tradycją jest lekki antagonizm między nimi – opowiada I oficer (nawigacja) – I mechanik jest na koncercie symfonicznym. Po koncercie, gdzie puzonista miał popisową solówkę, podszedł do niego I mechanik: od początku pana obserwowałem, ale to musi się dać wyciągnąć... – chyba nie spaliłem dowcipu...
Przed obiadem na zaproszenie naszych nowych kolegów (po wczorajszym) mechaników zwiedzamy maszynownię. Są to 3 piętra pod pokładem pełne rur, przewodów itp.
Jest bardzo ciepło – 28 stopni C i duża wilgotność. Poluję z aparatem fotograficznym na delfiny. Są to podobno bardzo inteligentne stworzenia – te wokół nas wyjątkowo: pokazują się tylko wtedy, kiedy w zasięgu ręki nie mam aparatu fotograficznego...
Kolacja – flaki, a po kolacji kąpiel w basenie.Od rana naszykowałem pranie. Teresa uruchomiła mi pralkę. Po dwóch godzinach zszedłem z Andrzejem i jego bielizną jako przewodnik. Moje pranie rozpoczęło ponownie cykl prania. Poprosiłem stewarda o pomoc. Do drugiego cyklu dołożyliśmy rzeczy Andrzeja.
Pranie i suszenie trwało ponad 10 godzin. Bez naszego udziału, nasz upiór przechodził z jednej pralki do drugiej, później do suszarki, znowu do pralki i suszarki. Przy dużej wyobraźni da się to jakoś wytłumaczyć

20.12.2004
Wenątrz statku 28, a w kabinach 24 stopnie C. Trzeci dzień chodzę w koszuli. Wystarczyła 1 godzina, abym zniechęcił się do opalania. Zamierzam kąpać się rano przed śniadaniem i wieczorem po kolacji. Płyniemy na wysokości Liberii. 2,5 dnia do Lagos.
Przepływamy blisko jakiegoś miasta na pograniczu Liberii i Wybrzeża Kości Słoniowej. Wszyscy na pokładzie z telefonami przylepionymi do uszu, tylko w moim nie ma zasięgu.

21.12.2004

Jutro w południe mamy być w Lagos. Przygotowania do tego idą pełną parą. Podstawowe lekarstwa chowamy w kabinie, pozostałe zdaliśmy do szpitalika. 10 litrów alkoholu może zostać w kabinie, pozostałe do magazynku kapitana (będzie zaplombowany). Straszą nas wszyscy skrupulatnością służb nigeryjskich. Niebo częściowo zasłane chmurami. Jest ciepło, ale daje się wytrzymać. W południe spadł tropikalny deszcz. Bardzo obfity i krótki.
Podróż statkiem bardzo mi się podoba. Zauważam u siebie oznaki zdziecinnienia – tak jak bardzo dawno temu, teraz też chcę zostać marynarzem (może kucharzem okrętowym).
Po obiedzie siedzę w kabinie (tylko 24 stopnie – przyjemny chłód). Na pokład wywabia mnie zgiełk głosów – wybiegam, pokazują mi, w którym miejscu – około 150 m od lewej burty – pokazał się płetwal błękitny!!! Nie mogę zaświadczyć, czy był błękitny i czy w ogóle był. Nic już nie było widać. Zrobiłem natomiast zdjęcia flotylli łódek rybackich – te było widać.





 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zbigniewbalke
Zbigniew Balke
zwiedził 32.5% świata (65 państw)
Zasoby: 327 wpisów327 70 komentarzy70 5129 zdjęć5129 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
29.11.2016 - 27.12.2016
 
 
08.03.2016 - 07.05.2016
 
 
21.05.2015 - 04.06.2015