To juz koniec podrozy. Co prawda w domu bedziemy dopiero w niedziele
 wieczorem[siedzimy teraz w Londynie], ale jak zwykle zaczynam
 przemysliwac co sie udalalo w tej podrozy a co nie.
 Co sie udalo?
 Juz w samych planach podróż byla malo ambitna bo prowadzila przez rejony ktore
 juz nieco znalem i sa bezpieczne [odpowiedzialnosc za druga osobe], ale
 zwiedzalismy regiony ktorych bylem ciekaw a ktorych nie poznalem. [Pokhara,
 Sikkim, Sihanoukvil, Chiang Mai, Melaka, Georgtown, Pangkor]
 Udalo sie wytrzymac bezkonfliktowo z partnerem co jest wynikiem wielu
 kompromisow z obu stron.
 Iwonie udaly sie napewno zakupy w Indiach, Nepalu, Kambodzy [wyslana
 paczka do domu]
 Udalo sie wrocic w niezlej kondycji fizycznej [mimo wielu dolegliwosci
 ktore odnowily sie Iwonie], a jest to zasluga wysokiego poziomy opieki 
 zdrowotnej w Malezji.
 No i rzecz dla mnie wazna udalo mi sie zrzucic 19,5kg wagi [slownie
 dziewietnascie i pol kg], co nie wiem czy jest to zasluga dengi
 krwotocznej panujacej w Malezji [rozwieszone plakaty przestrzegajace
 przed ta smiertelna choroba, czy tez mojej silnej woli i oszczednosci
 Iwony.
 Co sie nie udalo?
 Nie udalo sie zwiedzic wschodniego wybrzeza,Tajlandii i Malezji. W
 styczniu jest tam pora deszczowa i wybrzeze jest 'zamkniete'. Nie udalo
 sie przejechac bajecznej trasy lini kolejowej Wakaf Baharu - Taman
 Negara w Malezji[12godz podroz koleja lokalna przez odwieczna dzungle],
 z powodow jak wyzej i panicznego strachu przed komarami [Iwona]
 Nie udal sie wypad na Borneo z powodow jak wyzej oraz wysokiej ceny
 przelotow w okresie swiatecznym. Nie udal sie lot do Indonezji [mimo
 oplaconych przelotow]z powodow o ktorych pisalem wczesniej.
 Ale dzieki temu rysuje sie trasa przyszlorocznej podrozy: Wschodnie
 wybrzeze Malezji [wyspy Perhentian], Borneo,Brunea, Filipiny,
 Indonezja,[Papua Nowa Gwinea?]Timor.
 Oby tylko dopisalo zdrowie.