Nie powinienem więcej wybierać się w taką podróż sam. Tym razem czuwała nade mną opatrzość i dowody tego mam:
· Bożenka – znajomość internetowa – która zdecydowała się przyjechać do mnie z Chicago (dzięki za odwagę). Okazała się wspaniałym kompanem. Nie mogłem marzyć o lepszym towarzystwie w San Jose jak i na wyjazdach. Dobry kierowca -uczyła mnie prowadzić automatica, dobry kucharz – podała rybę telapię smaczniej niż w restauracjach. Nauczyła mnie grać w poola ( okazałem się niewdzięcznikiem, bo zacząłem Ją później ogrywać). Nie musiałem się martwić gdzie mój portfel, paszport, klucz od domu czy od samochodu. No i ten angielski... Nie mogę jej tylko wybaczyć, że mnie podpasała i utyłem chyba ze 2 kg.
· Czesi, którzy byli wspaniałymi kompanami w pierwszej części podróży. Sądzę, że się polubiliśmy, skoro zapraszali na wyjazd w przyszłym roku do Kambodży. Opatrznością była też Veronika, która kupiła mi torebkę na dokumenty i pieniądze zapinaną w pasie. (Zbyśku – nie wyciągaj nigdy pieniędzy przy ludziach, szkoliła).
· Sinuet – ok. 30 lat, 1,40 wzrostu gwatemalka z nadwagą, która miała miejsce obok w Ticabusie do Panamy. Wszyscy oprócz mnie byli przygotowani do „klimatyzacji” w autobusie. W nocy, kiedy było cholernie chłodno i tego urządzenia nie można było wyłączyć, próbowałem zasnąć szczękając zębami. W pewnym momencie sąsiadka otuliła mnie połową śpiwora. Proponowała też szalik. Na granicy bez trudu odnajdowała mój długopis, który trzymałem w drugiej dłoni wraz z okularami. W Panamie już na granicy mając 100 USD nie mogłem w barze nic kupić do jedzenia i picia – postawiła mi obiad i sok za 3 USD, które później oddałem w Colonach. Podniosła mój paszport na tłocznym terminalu autobusowym w Panamie, kiedy starałem się znaleźć miejsce na powrót ( a tego nie zauważyłem ).
· Javier – znajomy z Ticabusa. Który spotkał mnie i poznał w centrum paromilionowego miasta, który pomógł mi w powrocie do Kostaryki.
· Olga i Vagner – opiekunowie rezydencji Sławka, wspaniali ludzie, którzy w jakimś stopniu opiekowali się nami. Na pożegnanie zaprosiliśmy ich do restauracji w Guacimo . Zamówiłem tam dla siebie langustę. Byłem przerażony gdy podano sztućce – dziadka do orzechów i jakiś groźny instrument dentystyczny. Olga natomiast przyniosła nam do domu przygotowaną przez nią tamalę – ryż z kurczakiem i warzywami w cieście kukurydzianym, wszystko zawinięte w liść banana i zasznurowane. Pycha !
· I wielu przyjaznych ludzi w kawiarenkach internetowych, barach, hotelach ( w Panamie zamiast klucza od pokoju oddaję w recepcji pilota od telewizora, a sprzątaczki, która ma zapasowy klucz nie ma, więc dostaję drugi pokój.
Ale sądzę, że wyczerpałem limit szczęścia
Trasa : samolotem ok. 20000 km
lokalnymi autobusami ok. 3000 km
samochodem ok. 1000 km
pieszo ok. 100 km