Wyjazd na Maltę nie był planowany.
Dostałem newsletter z jakiegoś biura podróży z atrakcyjną ceną za 7 dniowy pobyt. Namówiłem też na wyjazd Leszka z którym pływałem do Afryki
Po wylądowaniu, w hali przylotów spotkaliśmy dwie miłe dziewczyny z Polski jadące do tego samego miejsca zakwaterowania Blue Sea San Anton Hotel.
Nie trzeba było rozglądać się jak dojechać do hotelu tylko poruszać się za nimi krok po kroku. Było to przyjemne bo dziewczyny były ładne a poza tym sprawiały wrażenie bywałych w świecie.
Wsiadają do busa X 3, my za nimi. Joasia z mapą w reku, dobra znajomością angielskiego służyła za przewodnika.
Nie przejmowałem się gdy z busa w połowie drogi wysiadło połowa pasażerów z bagazami. Joasia jeszcze raz uzgodniła z kierowcą że mamy jechać na krańcówkę. Tam kierowca wytłumaczył jak dalej iść. Już po 22 giej doszliśmy z plecakami do luksusowego hotelu o podobnej nazwie ale nie trudno się domyślić że to nie nasz. Na usprawiedliwienie trzeba dodać ze hotele w Bugibbie nie oznaczone są żadnymi szyldami. I zaczął się slalom małymi uliczkami, przechodniów na ulicy coraz mniej.
Do naszego miejsca przeznaczenia doszliśmy już po północy. Nawet w marzeniach nie sądziłem że spędzę pół nocy z dwoma ładnymi dziewczynami
Mimo porażki pierwszego dnia Joasia była tak przekonywująca że każdego dnia przy śniadaniu pytaliśmy się co zwiedzały poprzedniego dnia i czy warto tam jechać.
Malta nie jest ciekawa pod względem turystycznym. To przecież Europa i UE. Wszystko poukładane, transport publiczny doskonale rozwinięty i tani – bilet tygodniowy na wszystkie busy 6.50 EU. Małe miasteczka rozbudowywują się praktycznie łączą się ze sobą, pozostawiając coraz mniej pustynnych przestrzeni.
Przez te 7 dni zwiedziliśmy:
- Bugibba. Buggiba jest ośrodkiem [kurortem?] z licznymi hotelami, apartamentowcami które pewnie chaotycznie wybudowano najpierw, a póżniej połączono krętymi krótkimi uliczkami.
Codziennie wracając do hotelu będąc ok. 100m jeszcze pytaliśmy się jak trafić.
Ładna nadmorska promenada z barami restauracjami. Niestety choć Malta nie jest droga to ceny dań w restauracjach zaczynają się od 10 EU. Nieco taniej w fastfoodach.
- Melliha, nieco spokojniejsze miasteczko ciągnące się wzdłuż głównej ulicy biegnącej ze wzgórza do plaż Morza Śródziemnego. Zboczyliśmy nieco zwiedzając duże osiedle willowe ze wspaniałymi ogrodami.
- Marsaxlokk, mała wioska rybacka leżąca na północy wyspy. Urokliwy duży plac przy porcie rybackim na którym jest wiele sklepów z pamiątkami, barami, restauracjami. Mylił by się ktoś że można tu zjeść tanio owoce morza. Wszak nad polskim wybrzeżem też ryby są najdroższe.
- Valletta, miasto o regularnej zabudowie położone na półwyspie. Mimo że Malta ma długą historię, przechodziła okresy panowania, Fenicjan, Arabów, Francji a ostatnio Anglii to w architekturze tego nie widać. Większość wspaniałych budynków wzniesionych z regularnych ciosów piaskowca jest do siebie podobna. Budynki ozdobione kolorowymi drewnianymi wykuszami wspartymi na konsolach różnią się przede wszystkim kamiennymi figurami świętych wbudowanych w naroża budynku.
Jest tu wiele kościołów jednak o podobnej architekturze. Nawet największy zabytek katedra św Jana jest trudno odróżnić od innych kościołów. Wnętrza niezbyt dostępne, bądż są muzeami z drogim biletem wstępu, bądż po prostu zamknięte.
Ozdobą starego miasta są place z pomnikami świętych. Malta jest najbardziej katolickim państwem Europy.
- Midina, Rabat, stara stolica Malty. Moim zdaniem najładniejsze miasto. Dojeżdżając już z daleka widać położoną na wzgórzu potężną budowlę Midiny. Otoczonej wysokimi murami obronnymi z szeroką fosą pamięta czasy rzymskie. Rabat, przedmieścia Midiny tworzą teraz jeden zespół miejski. Łatwo jest zwiedzić pieszo, bądż małymi kolorowymi dorożkami ciągnietymi przez niewielkie koniki.
Moim zdaniem najciekawsze turystycznie miasto Malty.
Mimo że był to środek maja dokuczał nam upał. Malta widać z powodu przebywania tam św. Pawła owiana jest jakimś mistycyzmem. Na drugi dzień narzekania na upał nastąpiło jednodniowe przyjemne ochłodzenie.