Bagan - 25.12.2010
Po Wigili ruszam z Agnieszka i Luka do Bagan. Krzysztof zaplanowal sobie
pobyt w Mandalay na dluzej.
Jedziemy pociagiem w najtanszej klasie, na drewnianych lawkach [4 usd].
Niezaleznie w jakiej klasie [upper class 35 usd] w oknach nie ma szyb
tylko perforowana blacha. Noca w wagonie robi sie lodownia. Lokalsi sa
przygotowani na to i zawijaja sie w koce. Agnieszka i Luka glowny bagaz
zostawili w Bangkoku i marzna w lekkim ubraniu. Luce uzyczam polarowej
koszuli, ja mam dwie kurtki i spiwor. Jazda jest niesamowita.
Nierownosci szyn powoduja ze wagon gwaltownie przetacza sie z lewa na
prawo lub podskakuje do gory jak na wybojach. Najzabawniej jest wtedy
gdy te manewry naloza sie, mozna wyladowac na kolanach sasiada.
Najlepsze miejsca to na podlodze miedzy lawkami, ale te juz wszystkie
zajete...
W Bagan zatrzymujemy sie w hotelu Shwe Na Di. Wynajmujemy rowery i na
caly dzien jedziemy zwiedzac swiatynie. A jest co, w Bagan juz po
trzesieniu ziemi w 1975r na obszarze kilku tysiecy hektarow jest ponad
4000 swiatyn. Wjezdzajac do miasta wykupuje sie bilet do strefy
archeologicznej za 10 usd. Zwiedzamy te najwazniejsze i te ktore sa po
drodze. Robimy rowerami ponad 15 km. Przewodnikiem jest Luka.
W drugi dzien Swiat zaraz po sniadaniu dobieramy jeszcze malzenstwo z NZ
i wynajmujemy pick-upa i jedziemy do Mt. Popa. W polowie drogi
zatrzymujemy sie we wiosce. Ogladamy tam w jaki sposob produkuje sie
wino palmowe, bimber, slodycze z soku palmowego i ziaren sezamowych.
Mozna kupic tu ladnie pakowane domowe wyroby, lub wlozyc drobny datek do
puszki. Warto, bo ludzie mili i serdeczni.
Mt. Popa - Na szczycie wygaslego wolkanu na wys 1500m polozony jest
monastyr. Strome zbocza przypomina nieco greckie Meteory. sam monastyr
wyniesiony jest ponad otaczajacy teren tylko ok 160m. Prowadzi do niego
777 wygodnych szerokich stopni. Senna osada - same parkingi i bary
ozywiaja stada zlosliwych malp. Kupilem na kolacje papaye o ktora
musialem stoczyc boj ze stara malpa. porwala na strzepy plastikowa
torbe, a kiedy owoc schowalem do plecaka dlugo jeszcze lazila za mna.
Wieczorem robimy sobie uroczysta kolacje. Po pol kurczaka z grila,
szklaneczka whisky, a na deser papaya w whisky. Jesli dobrze pamietam to
Luka wyskoczyl jeszcze po jakies placki do restauracji.
Na drugi dzien Agnieszka z Luka wracaja do Yangun, a ja nazajutrz
wczesnie rano jade do Inle Lake. Kolacja pozegnalna nie udaje sie.
Dopadaja mnie klopoty zoladkowe.